To
ciekawe, że do takich krajów jak Niemcy, Francja, Wielka Brytania
czy Belgia z reguły przybywałem z poczuciem towarzyszącej mi i
wszystkiemu tam normalności.
Tymczasem
gdy wracałem do siebie, to zawsze z przygnębieniem, z jakimś
wstydem i rozczarowaniem i nawet przed złem „dobrej zmiany”, ze
śladem złości na wypryski tutejszej głupoty i nędzy.
Byłbym
głupi gdybym winę przypisywał jakiejś polskiej dzikości. Wina
leży też w hegemonicznej pozycji wymienionych w pierwszym zdaniu
państw. Przedstawiają się nam one jako właściwe i rdzenne. Z ich
dóbr korzystamy i na ich treściach uczymy się życia. To, co
geograficznie bliskie odkrywaliśmy jako folklorystyczną
ciekawostkę.
Niestety
prawdą jest też, że alternatywy wobec głównej drogi globalizacji
przybierają najbardziej nieracjonalne i nieatrakcyjne formy.
Politycznie modna stała się w końcu ostatnio autodestrukcja
społecznych umów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz