wtorek, 11 grudnia 2012

na barykadach w obronie przed zbawieniem

Przychodzi tu czasem do mojego pokojowego przymusowego druha-śmierdziucha taki jeden jehowy prorok. Zawsze mnie interesowało, czy mają oni płacone za swoją agitację, czy po przejściu jakiejś przemiany, wyższa siła popycha ich do pukania spokojnie bezbożnym (oficjalnie lub pod przykrywką) ludziom do drzwi.
W każdym razie ten konkretny próbuje mnie rzeczywiście momentami nawracać. Nawraca mnie na przemian na swoją jedyną prawdę oraz na wódę i panienki.
Jest to typ człowieka, który będąc nawet niepozbawionym zdolności myślowych i oratorskich, nie uznaje innych odpowiedzi niż tak lub nie, ani innych pytań, niż te, które sam zadał. Jeszcze nigdy nie udało mi się odnaleźć zarysów ścieżki myślenia, którą podążał odpowiadając sobie na zadane przez siebie (chociaż zapewne zadanych przez z kolei jego agitatorów) pytania, ale czasami mnie zachwyca prostota opowiadanego przez niego w pijackim zapale świata.
Być może właśnie z tego zachwytu (ale bardziej prawdopodobne, że po to, aby się skuteczniej odpierdolił, bo nie dość że złazi się taka hołota do w końcu także mojego pokoju, to przeszkadza mi w pracy, a uchlewając się dręczy mnie osobiście pytaniami, gdy nie mam ochoty nawet ręki podać) odpowiedziałem mu na intymne pytanie, że otóż: nie myślę o żonie, bo jak miałbym to robić, kiedy nawet dla siebie nie mam czasu, a moje życie zmarnowane tak czy inaczej, więc nie wymagając od niego szczęścia, nie chcę przynajmniej nieszczęściem zarażać. Mówiąc maksymą zwięzłą i do cytowania zdatną: "Do niczego się nie nadaję".
Moja strategia spławiająca nie była ani trochę skuteczna, bo w oczach zachodzących pijacką mgłą, zauważyłem zaraz rozbłysk wyuczonego empatycznego protestu, za którym poszła też mowa, że każdy jest przecież do czegoś potrzebny.
Kto sloganem wojuje - od sloganu ginie, więc próbowałem udowodnić, że przydatność moja nie przewyższa przydatności toaletowego papieru.
Nie dał prorok za wygraną od razu, ale kiedy jeszcze kilka razy odmówiłem nawrócenia na panienki i wódę, a także uznania dla jego przecież jedynego możliwego odczytania Biblii, to wynosząc z pokoju swój proroczy tyłek i, ukrwioną zapewne myślą o pobliskim klubie studenckim, pytę, rzekł mi mesjasz-za-dychę, że nie widzi we mnie woli zbawienia.
czyli, że wygrałem

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz