środa, 29 stycznia 2014

sztuka konceptualna - nauka konceptualna - życie konceptualne

Powinno być też coś takiego, jak nauka konceptualna.
Ograniczająca się do idei, do zarysowania koncepcji, do szkicu, do mapy myśli.
Coś sytuującego się (zarazem szukającego równowagi) pomiędzy skojarzeniem a czasochłonnym i kapitałochłonnym śledzeniem, kombinowaniem, naginaniem rzeczywistości najpierw do tezy, a potem do prezentacji, zazwyczaj w formie narracji, której tworzenie wykańcza najbardziej.
U mnie pomysłów mnogość.
Tylko na ich realizację nie ma nigdy czasu ani pieniędzy.
A szczerze mówiąc, najważniejsze jest to, że po okresie gorączki konceptualizacyjnej, przychodzi moment, w którym dochodzi do konieczności mozolnego zabijania się przy pomocy edytora tekstu, kiedy po prostu odechciewa się całej roboty.
Nawet ten blog, na którym pozwalam sobie przecież na sporą dowolność tematów i formy (przez co nie wymaga wcale tak wiele pracy) ciągle pozostaje w tyle za zaplanowanymi do napisania tematami. Mam ich na dysku 10 stron (formatu A4, times new roman 12pt, marginesy po 2cm, interlinia pojedyncza, odstępy pomiędzy poszczególnymi wpisami średnio 2 akapity), w części zdezaktualizowanych i już niepodejmowalnych.
Zresztą, to nie tylko do pisania się odnosi.
Zdecydowanie największa rozbieżność ilości planów i możliwości realizacji dręczy mnie w samym życiu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz