poniedziałek, 26 maja 2014

nie zorganizuję rewolucji

Oczywiście, że wolę działać niż myśleć.
Tyle tylko, że zbyt długo nie dostrzegałem fałszywości tak formułowanej dychotomii.
Jedna sprawa, że nie da się działać bez myślenia, choćby było to myślenie nieuświadamiane już dzięki uprzedniemu myśleniu i długotrwałej praktyce.
Inna sprawa, że działanie to też rodzaj myślenia.
A jeszcze kolejna, bodaj najtrudniejsza dla mnie to ta, że nie ma działania jako takiego, bo aby móc działać jakiekolwiek działanie, trzeba je najpierw zorganizować – wszystko, co to działanie otacza, umożliwia, daje mu miejsce na zaistnienie i posiadanie znaczenia.
Najprostszym, najbardziej od dawna aktualnym i nieprzypadkowym przy tej okazji przykładem będzie rewolucja, której zawsze tak wielu chce i oczekuje, gotowi w każdej chwili do działania, wiedząc jednak, że ich działanie nic nie da, bo rewolucja wymaga ogromnej organizacji. Bardziej doświadczeni spodziewają się też, że właśnie ta organizacja, której wymaga rewolucja, jest pierwszą oznaką upadku rewolucji. Umożliwiająca rewolucję organizacja już jest reakcją. Każda organizacja dąży do konserwacji i biurokracji, a przecież tym sprzeciwiają się zazwyczaj rewolucje.
Organizacja jest więc o tyle niezbędna, co zdradliwa, a nawet zdradziecka.
Być może dlatego rewolucyjnie można tylko i wyłącznie myśleć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz