piątek, 5 grudnia 2014

prawdziwościowy autoterroryzm

Nie wiem z powodu jakiej to naiwności tak uczepiłem się idei prawdy.
Działa to we mnie od najmłodszych lat.
Każda wypowiedź musi zostać poddana testowi prawdziwości.
Zamiast stwarzać, poszukuję więc przeciwwskazań.
Zamiast zapewniać, przypominam innym o nieodłącznej nieprzewidywalności.
Zamiast potwierdzać, przypominam sobie o skromności władz mojego rozumowania i pamięci.
Zamiast poklepywać po plecach, znajduję słowa rozpętujące kolejne wątpliwości.
Wszystko jest w ten sposób chyba, prawdopodobnie, nie wiem, byłoby, jeśli ewentualnie chcesz.
Zawsze można przecież czegoś nie uwzględnić. Zawsze się czegoś nie uwzględnia. Każdy się myli. Jak więc można mówić wielkimi kwantyfikatorami bez wyrzutów sumienia?
Jeśli Bóg istnieje w formie wielkie statystyka, który dla każdej swojej owieczki ma zestaw neonowych słupków lub przynajmniej plik w excelu w celu mierzenia poszczególnych aspektów życia pod względem ilości lub skuteczności, to w pierwszych miliardzie (może nawet wyżej, kto wie) zawodników znalazłbym się w kategorii nie-mijania się z prawdą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz