poniedziałek, 29 grudnia 2014

tata Leona

Przyznaję, że używam suchych tekstów swojego ojca.
Wykazywał się on w mojej obecności gorszymi i lepszymi. Nie wszystkie były tak całkiem suche. Nie o to jednak chodzi. Jakie by nie były, przypominają mi się, narzucają się i przydają się do myślenia i opanowywania sytuacji różnych. Zwłaszcza tych sytuacji, o których wierzyłem, że ich w życiu uniknę.
Wszyscy rewolucjoniści mają tą samą wadę – pamięć.
Mogą swoje utopie wymyślać, opisywać, malować, opowiadać, wyśpiewywać, wychwalać, wcielać i szerzyć, ale dużo szybciej niż później przychodzi na nich ten moment, w którym ni z tego ni z owego odtwarzają.
Mogą sobie mieć najczystsze intencje wyrżnięcia co do nogi wszystkich swoich przodków, spalenia co do drzazgi wszystkich miast i nie pozostawienia przy sobie żadnych dwóch kamieni, które złączył ze sobą stary świat. I tak sami siebie przyłapią przedwcześnie na przypominaniu sobą tamtych – na tych samych gestach, wzorach, formułach, strukturach i smakach.
Może gdybyśmy mieli chociaż czas, nie mówiąc o chęciach zastanowienia się nad tym jak odnieść się do świata, w sposób jaki chcemy reprezentować i tworzyć – ale najczęściej odnosić się musimy pospiesznie i bez świadomości odnoszenia się. Zanim zauważymy, że stworzyliśmy świat, okazuje się, że wyszedł nam jakiś taki sam, jak naszym rodzicom.

W ramach nieznaczącego post scriptum jeden ze sztandarowych dla mnie przykładów jednego z ulubionych w repertuarze mojego ojca gatunków, czyli kawałów z/o PRLu, bo przy okazji także o urządzaniu świata:
 
Jako receptę na niedobory, przyznajmy na podstawie losowania kartki na żywność tylko połowie ludności. Ci, którzy wylosują – najedzą się do syta. A ci, którzy nie wylosują - ... - a niech zdychają! A po chuj nam tacy pechowcy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz