poniedziałek, 23 lipca 2012

jest

Stało się.
Przewidziałem totalną katastrofę
i jest.
Poproszę aplauz.

Po pracy skoczyłem do siedliska decyzji, przejrzałem kilka gablot, nie wiedząc nawet gdzie szukać. W jednej z daleka zobaczyłem coś jakby wiersz złożony z krótkich wersów. Dookoła nikogo nie było, nawet światła niewiele, a tu okazało, że to lista we własnej osobie i że jest aktualna. 2012/2013. Spojrzałem. Nawet się zdziwiłem. Przeczytałem raz jeszcze. Nikogo na moją pierwszą literę nazwiska. Kolega, którego chciałbym tam widzieć też nie został uwieczniony.
Nieszczególnie biło mi serce. Przecież spodziewałem się i trochę chciałem.
Mimo wszystko, gdy wyszedłem świat wyglądał już trochę inaczej. To, że inni ludzie czymś się zajmują i mają pewnie swoje plany i nadzieje było wtedy jakby wyraźniejsze. Znowu ta przytłaczająca wielość możliwości, z których żadnej obecnie już nie realizuję. Do niczego nie służę, nic nie mam przed sobą, habe nichts vor jak powiedzieliby ktoś władający bardziej filozoficzno-poetyckim językiem. Mógłby zresztą powiedzieć też: wo bin ich?
Nagle jakby nawet brud na ulicach miał swój sens i tylko ja nie na swoim miejscu.
Najbardziej przygnębia mnie to, jaki zawód i spadek w rankingach zapewniam swoją nieporadnością Jej i społeczności jej uczniów, którzy z resztą nie pierwszy raz będą się za mnie wstydzić i którym po raz kolejny przypominam, że upadek i katastrofa to jak najbardziej realne strategie życiowe.
Co dalej? Nie wiem. Na razie wzrok tępo zawieszony na odległości =3,33(3)m przed sobą i niepewność co do pory roku i pory życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz