piątek, 20 lipca 2012

złoty środek - gówniane obrzeża

Mimo, że niespotykanie ze mnie spokojny człowiek,
a właściwie zwyczajnie apatyczny, flegmowaty i bez rezonu,
to zazwyczaj i tak potrzebuję trzymać coś w ręce, żeby uspokoić rezonans jelit i nie dać nogom nerwowo podrygiwać.
Muszę coś miętolić, macać, przewracać w palcach, gładzić, gnieść, (ale drzeć raczej nie lubię), dotknąć tym ust, podrapać się, zmierzwić pod włos brodę, w miarę możliwości zwinąć, rozkręcić, złamać, ścisnąć.
Podobnie jak czytanie takich wyliczanek, odwraca to w końcu moją uwagę od tego co miałem właściwie robić i wtedy już całkiem wypadam z rytmu sytuacji, w jakiej cały, razem z tymi niespokojnymi palcami pochłaniającymi całe zwrócenie się ku światu, miałem funkcjonować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz